Over The World
Tereny => Dżungla => Wątek zaczęty przez: Karo w Lipiec 19, 2014, 21:44:44
-
Piękna dżungla, pełna zwierząt, roślin i niewielkich wodospadów.
-
Weszła, zbulwersowana. Za nią lazł Harry, jej kotołak. Wadera przeciągnęła się i położyła się pod drzewem i spoglądała na Harry'ego. Warknęła pod nosem i ziewnęła.
-
Wszedłem,zmieniając się w tygrysa bengalskiego. Nie wiem,czemu akurat dżungla...nawet nie spostrzegłem wilczycy (Co tu robi wilk? One nie są z lasu?) i kotołaka.
-
Jej łapa zaczęła świecić. Jęknęła. Spojrzała na kotołaka.
Karo uwielbia dżunglę :3
-
Dopiero po chwili zauważyłem wilczycę,równie dziwną co kotołak obok niej. Zwłaszcza,że jej łapa świeciła. Pewnie to wilkołak. Podszedłem do niej trochę bliżej,nie zmieniając formy.
-
Usłyszała szelest. Odruchowo podniosła się i rozejrzała. Łapa przestała świecić.
Ona jest wilkiem, nie wilkołakiem :3
-
Obnażyłem olbrzymie kły,machając ogonem.
______________
Zmieniasz się w ludzia,więc wilkołak xD
-
Zaczęła warczeć, czy tego chciała czy nie. Po prostu ona tak miała, że atakowała bez powodu.
Nein ._. Zmiennokształtna .____.
-
Zacząłem się zbliżać,wychodząc zza kryjących mnie krzaków. Zaryczałem kilka razy.
__________
Uuu...mogłem wcześniej przeczytać xD
-
Usłyszała ryk. Odwróciła się w tamtą stronę i, nadal warcząc, zgięła nieco 'kolana' w łapach, szykując się do skoku. Harry przeszedł przed waderą i zaczął lekko machać ogonem, syczeć. Wyciągnął pazury i powoli zaczął iść w stronę ryczenia.
-
Znowu zaryczałem,dalej się zbliżając.Również wyciągnąłem pazury,nie zwracając uwagi na kotołaka. Byłem wpatrzony w wilczycę...
-
Machnęła ogonem. Nadal, nisko pochylona, zaczęła iść przed siebie, odpychając kotołaka na bok. Warczała cały czas. Zobaczyła go. Jej zielone oczy cały czas były w bezruchu, nie mrugała wcale.
-
Dzieliły nas już tylko dwa metry.Zatrzymałem się. Patrząc na nią jak zahipnotyzowany zaryczałem po raz ostatni,ukazując piękne i ostre zęby. Dumnie przyglądając się pięknu zielonych oczu nawet nie zauważyłem kiedy przestałem machać ogonem.
-
Rozłożyła skrzydła, tworząc efekt większości, wszak czuła się większa, może nie była większa, mniejsza. Przestała warczeć i cały czas wpatrywała się w jego oczy. Nie machała ogonem, nie mrugała, po prostu tkwiła w bezruchu.
-
W odpowiedzi na jej skrzydła,mi także wyrosły podobne. Pomimo wielkiego bólu (bo przecież jest to zmiana budowy ciała itd...) nie dałem niczego po sobie poznać. Przyzwyczaiłem się. Moje skrzydła były równie piękne,co jej. Poza tym,również tkwiłem w poetyckim bezruchu i ciszy,prawie jak z książek,które czytam.
-
No nic, widać że on nie da jej wygrać. Wadera złożyła skrzydła i wyprostowała się dumnie, patrząc na niego z wyższością. Nikt nie ma prawa podważyć jej zdania. Prychnęła pod nosem. Jej przednie łapy stały idealnie obok siebie. Po prostu jak pies na wystawy, tyle że ona była wilkiem. Ogon spokojnie zwisał, a oczy nadal nie mrugały.
-
Męczyła mnie już ta cicha walka,którą toczyliśmy.Z reguły nie krzywdzę kobiet,chyba że mnie naprawdę wkurzą...a ta wilczyca jest ładna. Wiem to,choć nie widziałem jej ludzkiej formy. Z ogromnym bólem,ale pewny siebie zmieniłem się w człowieka. W moją jedyną prawdziwą formę. Choć po tylu zmianach wyglądu sam nie jestem do końca pewien,czy naprawdę wyglądam tak od urodzenia...wciąż bez słowa patrzyłem na czarną,mając nadzieję,że odpowie mi tym samym.Zmianą.
-
I on chce, żeby ona się zmieniła? O nie, ona się nie zmieni. To pewnie ten od hycla. Warknęła pod nosem i cofnęła się na pół metra. Pokręciła łbem.
-
Zrobiłem krok do przodu,wyciągając dłoń.Sam już nie byłem pewien,czy ona na pewno umie zmienić się w człowieka...
-
- Umiem zmienić się w człowieka - powiedziała lekko usłyszalnie.
-
Uśmiechnąłem się,choć sam nie wiem,czy wyszło to zachęcająco czy wręcz przeciwnie. Raczej wyszło jak uśmiech złego kolesia. Nic dziwnego,że nie chciała się zmienić i porozmawiać....Opuściłem rękę.
-
Podeszła do niego, tak że teraz stała od niego pół metra. Jej zielone oczy błyszczały same z siebie. W końcu zrezygnowana zmieniła się w człowieka i usiadła. Nadal nie mrugała.
-
Kucnąłem,żeby móc dokładniej się jej przyjrzeć.Znów się uśmiechnąłem.
-Tak jak myślałem.
-
- Hę? - mruknęła cicho.
-
-Jesteś śliczna.-stwierdziłem i się zaśmiałem,z lekkim rumieńcem na twarzy.
-
- Nie przesadzaj - mruknęła.
-
Zaśmiałem się jeszcze bardziej.
-Nazywam się Slash. Miło mi cię poznać. I proszę,nie przestrasz się,jak wobec innych będę zachowywał się inaczej.
-
- Karo - ponownie mruknęła. Zmieniła się ponownie w wilka. - Nie lubię postaci człowieka. Wolę być wilkiem.
-
-Nie przeszkadza mi to,jeśli tak wolisz. Jak chcesz,to również mogę zmienić się w wilka.-odwróciłem wzrok,rumieniąc się coraz mocniej.
-
- I tak mnie rozumiesz. Ludzie mnie w ogóle rozumieją. Więc co się dziwić. Ech - mruknęła.
-
Usiadłem,wciąż na nią nie patrząc.Podciągnąłem nogi do siebie i założyłem na nie ręce,żeby zasłonić czerwone policzki.
-
- Widzę, że się rumienisz - syknęła złośliwie. Położyła się przed nim i położyła łeb na głowę. Ziewnęła.
-
-No i co z tego?-powiedziałem przez ręce,więc wyszło dość cicho i bełkotliwie,ale zrozumiale.Popatrzyłem w jej oczy.
-
- Widać, że starasz się to ukryć - mruknęła i podniosła się. Czas chyba iść gdzieś. Przeciągnęła się i powoli zaczęła iść skąd przyszła. Po chwili obok niej pojawił się Harry. Karo podeszła do wodospadu i usiadła na głazie. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Kotołak gdzieś poszedł, pewnie do jej jaskini. Wadera spojrzała na wodę. Zdumiewające. Może to rzeczywiście ten od hycla? Najpierw zgrywa przymilnego, a potem.. znów to samo.
-
Prychnąłem cicho.Zmieniłem się w wilka,bo głupio mi tak było gadać ze zwierzakiem...Podszedłem do niej,choć dzieliły nas dwa metry.
_______________
http://lhuin.deviantart.com/art/The-Encounter-317569596?q=favby%3Asuzakashi%2F56649152&qo=125
-
Wpatrywała się w wodę, nadal nie mrugając. Jakoś tak nie miała ochoty się ruszać. Machnęła ogonem. Potrafiła być bezwzględna. Westchnęła.
-
Podszedłem dwa kroki w jej kierunku.Czułem,że dalej jestem czerwony,ale pod futrem i tak nie było tego widać.Miałem nadzieję,że tego nie schrzanię.Że chociaż jednej osobie uda mi się pokazać,jaki naprawdę jestem...
-
Przymknęła oczy. Ponownie westchnęła. Obawiała się najgorszego. Rozłożyła się na głazie.
-
-C..coś nie tak?-spytałem po chwili milczenia.
-
- Może - mruknęła.
-
Westchnąłem.
-Czy jest to związane ze mną?-spytałem,mając nadzieję,że nie.Byłem zmieszany i lekko się trzęsłem.
-
- Może - powtórzyła.
-
-M..mam s..sobbie i..iść?-zaczął mi drżeć głos.Choć delikatnie,miałem wrażenie,że strasznie to słychać. Cofnąłem się lekko i podkuliłem ogon.Miałem tez położone uszy.
-
- Niekoniecznie. Tego to ja nie powiedziałam mazgaju - burknęła.
-
Wzdrygnąłem się.
-Nie jestem mazgajem!-warknąłem na nią,momentalnie opanowując drżenie i niepewność.Od razu postawiłem uszy i napiąłem ogon,a także nastroszyłem sierść.
-
- I Ty śmiesz na mnie warczeć? - prychnęła. Podniosła się, stojąc na głazie była nieco wyższa. Jej oczy nadal się świeciły.
-
-Tak,śmiem.-odwarknąłem i się zaśmiałem.
-
- Bardzo śmieszne - burknęła. Odwróciła się i znów rozplaszczyła się na głazie.
-
-Nie bądź na mnie zła.Staram się być miły...-odpowiedziałem,dość spokojnie.
-
- Starasz się. A potem będzie tak jak w parku. Tyle, że pewnie mi się teraz nie uda.
-
Przekrzywiłem łeb,nic z tego nie rozumiejąc.
-O co chodzi?
-
- W parku. Hycel mnie zamknął. Ale go spaliłam. A Ty pewnie jesteś od niego. Nawet nie mów, że tak nie jest, bo jest.
-
Patrzyłem na nią chwilę,po czym wybuchłem śmiechem.
-Hycel? Padło ci coś na mózg? Co hycel robiłby w dżungli?
-
- Śledził mnie? Żeby wiedzieć, gdzie ja jestem? - warknęła. - Uhh, wszyscy faceci są tacy sami.
-
Prychnąłem.
-Nie jestem hyclem.Na dodatek,średnio wiem,gdzie jestem.Przeprowadziłem się niedaleko i chciałem pozwiedzać okolice.
-
- Tak, na pewno. Ciągle łazisz za mną i prawisz mi komplementy. I tak za każdym razem jest.
Jęknęła. Przeciągnęła się i zmieniła w dziewczynę. Spojrzała na glany i ziewnęła.
-
Zmieniłem się w człowieka,"wskoczyłem" na nią,przyduszając ją do ziemi rękoma.Siedziałem na niej okrakiem i patrzyłem jej w oczy.
-Tego się spodziewałaś?-spytałem,mówiąc całkiem poważnie.Prychnąłem,po czym zszedłem z niej i usiadłem obok.
-Nie zrobiłbym niczego złego dziewczynie...zwłaszcza tak ładnej jak ty.-znów się rumieniłem.
-Poza tym,hycle łapią bezdomne zwierzęta,a nie wilki zmieniające się w ludzi.
-
- Chciał mnie złapać i wsadzić do cyrku, cóż za sensacja wilk zmieniający się w dziewczynę! Panie i panowie, a teraz pojawią jej się skrzydła! Brawo! - jęknęła. Była bliska płaczu, mimo że nie było tego po niej widać.
-
Położyłem jej dłoń na głowie i ją pogłaskałem,nawet na nią nie patrząc.
-Rozumiem cię...-stwierdziłem.
-Rodzice chcieli mnie wykorzystywać w podobny sposób.Wyniosłem się daleko od nich,jak tylko skończyłem 7 lat.Potem gnębili mnie w szkole,do której chodziłem. Dlatego często się biłem i wyrzucano mnie ze szkoły. Ani razu nie udało mi się zaaklimatyzować...wszyscy naśmiewali się z moich zdolności i wytykali mnie palcami,nazywając dziwadłem. Więc postanowiłem wzbudzać w nich lęk,żeby się ze mnie nie śmiali....-teraz ja też byłem bliski płaczu,choć po mnie bardziej było to widać.
-
Westchnela cicho pod nosem.
- Ty nie wiesz jak to jest byc wilkiem od urodzenia. Wlasnie ze swoim partnerem przechodze kryzys, nawet nie wiem gdzie on jestm. Gdyby nie ten debilny Sirfalas,to bym teraz nie naskakiwala na Ciebie. Obiecal cos i niedotrzymal slowa.
-
-Może nie jestem wilkiem,ale jestem zmiennokształtny.Ty nie wiesz jak to jest zmieniać się i zapominać,jak się wygląda naprawdę.Nie jestem pewien,czy taki jest mój prawdziwy wygląd...i nie wiesz,jak to jest,kiedy zmieniasz się mimo twojej woli.
-
- Ty miales ciezko?! Ja nie wiem jak wyglada moj ojciec. Jestem przssladowana przez pol-ducha mojego bylego. Mam starsza siostre, ktora sobie jeszcze Alphuje z tym calym jej partnerem. Matka nie zyje, ja sama mam umrzec za 4 lata, mimo ze jestem niesmiertelna, mam stracic lape i oko. I co teraz? Teraz nie moge do rego dopuscic. Ale wyglada na to, ze tak bedzie, czy ja tego chce czy nie. I to wszystko dzieki tym pieprzonym facetom! - krzyknela i zmienila sie w wadere. Wzbila sie w powietrze i siadla na jednym z najwyzszych drzew. Kilka lez poplynelo z jej oczu.
-
Westchnąłem.
-Jeśli mi pozwolisz,będę dla ciebie wsparciem.Nigdy cię nie zostawię i nie skrzywdzę.Postaram się zmienić twój los i będę walczył,żeby dopiąć swego.Sprawię,żebyś swobodnie mogła się uśmiechać,myśląc o przyszłości.Będę przy tobie kiedy tylko zechcesz.Zawsze cię pocieszę.Zawsze pomogę.Jeśli tylko tego zechcesz...-powiedziałem,nawet nie ruszając się z miejsca.Wiedziałem,że nie chce,żebym był teraz zbyt blisko niej.
-
On klamie - pomyslala. Wszyscy tak mowia, a potem? Nie. Ona mu nie wierzy. Ona nikomu nie wierzy. Ona nikomu nie ufa, ona po prostu jest samowystarczalna. Ufac mu, nie ufac... w jej glowie pojawil sie usmiech Ian'a, jego przysiega wiernosci. No nic, raz wilkowi smierc. Najpierw okres probny. Potem... sie zobaczy.
____________________
Zw, musze paznokcie obciac D:
-
Pochyliłem głowę,nie słysząc odpowiedzi.
-Jeśli tylko zechcesz...-szepnąłem,bardziej sam do siebie.
-
Westchnęła. Zeskoczyła z drzewa i, nawet nie łamiąc sobie żadnych kości, wylądowała obok Slash'a.
- Zgoda.
-
Uśmiechnąłem się,słysząc to jedno słowo.Popatrzyłem na nią i wstałem.
-Karo.
-
- Hę?
-
-Dziękuję.-ponownie się uśmiechnąłem.
-
Wadera podeszła do niego i lekko otarła się niego.
-
Pogłaskałem ją,delikatnie,ale zaraz przestałem.Nie wiedziałem,jak to przyjmie.To nie Uta.
-
- Nie ugryzę Cię - powiedziała cicho. Nadal ocierała się o niego.
-
-Wiem.Chociaż prawie cię nie znam,to ci ufam...-stwierdziłem,po czym znów zacząłem ją głaskać,tym razem trochę pewniej.
-
Liznęła go lekko po ręce. Ziewnęła, była nieco śpiąca.
-
Zachichotałem delikatnie.To takie miłe uczucie...
-Wiesz,jesteś słodka!
-
- Ja nie jestem słodka. Jestem wredna. Nie lubię słodkości.
-
-Nic nie poradzę na to,jaka jesteś.-stwierdziłem.
-Jeszcze raz proszę,żebyś nie zdziwiła się,gdy zobaczysz jak zachowuję się wobec innych...-lekko posmutniałem,choć prawie nie było tego widać.
-
- Ale że w jakim sensie?
-
-Wobec innych zachowuję się...inaczej niż teraz.
-
Ziewnęła znowu. Machnęła ogonem i położyła się pod nogami Slash'a.
-
-Zanieść cię do domu? Lepiej tu nie śpij,bo ci dziecko podrzucą.Zanieść cię?-zaoferowałem,po czym znów się zarumieniłem.
-
- Poradzę sobie - ziewnęła. - Jaskółką to ja nie jestem. Ani ptakiem.
Podniosła się.
-
-Ale i tak cię odprowadzę...no wiesz,żeby było bezpiecznej.-zmieszałem się.
-
- Mogę u Ciebie przespać? - ziewnęła.
-
-Jasne...jeśli nie przeszkadza ci ktoś jeszcze.-odparłem,prawie bez zastanowienia.
-
- Nie. Mi wystarczy stara szmata. Albo podłoga. Przyzwyczaiłam się.
-
-N..no co ty! Mam wolne łóżko. Poza tym,chodziło mi o moją kotkę!
-
- Przecież wiem. Czytam w myślach. Ja tak na poważnieee.
-
Zaśmiałem się."Skoro tak,to powinnaś dobrze wiedzieć,że będę spać na kanapie".
-
Ziewnęła.
- Idziemy? - mruknęła. - I tak ja będę spała na dywanie.
-
-Idziemy.I nie pozwolę ci spać na dywanie.-wyszedłem.
-
- Pozwoli, pozwoli - mruknęła cicho pod nosem i wyszła za nim.
-
Weszła, nie odzywając się do nikogo. Przeciągnęła się i powoli zaczęła łazić między drzewami. Rozłożyła skrzydła na całą ich długość, a następnie złożyła je. Podrapała się za uchem, coś ją tam swędziało. Podeszła do wodospadu i zmieniła się w człowieka. Wierzyła, że ta woda ma magiczne właściwości, choć każdy mag by w to wątpił.
-
Wszedłem,idąc za Karo.Zobaczyłem ją przy wodospadzie i aż zaniemówiłem...zatrzymałem się,tak na nią patrząc...była taka piękna.
-
Wiedziała, że on tu był. Zignorowała go, siedziała nadal na głazie. Wpatrywała się w wodę.
- W ziemi kryje się
źródło co, rzekę da
Jak wiatru nie widzisz go
Czujesz, że do przodu gna
I każdy podmuch mówi
że prawda jest o krok
A często tam
Gdzie nie dosięga wzrok
Wierz w to
Że cud zdarza się
Gdy ktoś marzy i
W ten cud wierzyć chce
A pieśń
Spod serca się rwie
Już wiesz
Że ona kluczem jest
Czekam za chmurami,
Tam niebo jest zawsze jasne
I przeganiam wątpliwości,
Można oglądać słońce, ktore znow pojawia
To świeci przypomnienie,
Jak każdy nowy dzień zaczyna.
Zawsze jest nadzieja, jeśli tylko wierzysz
Cud zaczyna sie gdy marzysz
Wierz w to
Że cud zdarza się
Gdy ktoś marzy i
W ten cud wierzyć chce
A pieśń
Spod serca się rwie
Już wiesz
Że ona kluczem jest
Można malować gwiazdy,
Możesz dotknąć nieba
Rozwinąć skrzydła i odkryć ze można latać
nie wiesz tego, dopóki nie spróbujesz
Wierz w to
Że cud zdarza się
Gdy ktoś marzy i
W ten cud wierzyć chce
A pieśń
Spod serca się rwie
Już wiesz
Że ona kluczem jest
Ooch,
Wierz w to
Że cud zdarza się
Gdy ktoś marzy i
W ten cud wierzyć chce
A pieśń
Spod serca się rwie
Już wiesz
Że ona kluczem jest
Ahhhh
(kiedy ty) WIERZYSZ, WIERZYSZ, kiedy ty wierzysz - zanuciła cicho.
Faza na Barbie, lol xD.
-
-Ładne...prawie tak jak ty.-uśmiechnąłem się,podchodząc bliżej.
-
Zignorowała go ponownie. Ściągnęła glany i położyła je obok siebie na głazie. Wsunęła się do wody i powoli zaczęła jeździć palcami po wodzie.
-
Po chwili siadłem obok niej,nic nie mówiąc.
-
Spojrzała na niego kątem oka. Ostrożnie przytuliła się do niego.
-
Zdziwiłem się,a twarz od razu zalał mi rumieniec.Średnio wiedziałem,co mam robić...
-W..wszysttko okk?-spytałem,bardzo zmieszany.
-
- Wszystko dobrze - powiedziała cicho. - Każdy od czasu do czasu musi się przytulić.
-
Kiwnąłem tylko lekko głową,dalej średnio wiedząc,co robić.Pomimo to,instynktownie objąłem ją i lekko do siebie przyciągnąłem.T było...niesamowite uczucie.Nigdy się nie przytulałem...
-
Jakoś tak nie chciała go puścić. Nie obchodziło ją, że stała po kostki w wodzie.
-
-N..nie j.jest ci zimno?-spytałem,wiedząc,że woda jest zimna.
-
- Nie. Woda jest ciepła. Dla mnie.
-
Znów tylko kiwnąłem głową.
-
W końcu go puściła. Usiadła na głazie i wysuszyła wiatrem nogi. Ubrała glany i zmieniła się w wilka. Rozpłaszczyła się na głazie.
-
Trochę niepewnie zacząłem ją głaskać.
-
Mlasnęła i ziewnęła. Nadal miała zaschniętą krew na pysku.
-
-Co jadłaś?-spytałem,żeby przerwać ciszę.
-
- Jelenia - mruknęła, przymrużając oczy.
-
-Dobry był?
-
- Nie, okropny - burknęła. Przewróciła się na grzbiet.
-
Uśmiechnąłem się lekko.
-Mogłaś zjeść u mnie.
-
- Po ludzkim jedzeniu mi się niedobrze robi. Mogę zachorować na coś.
-
-To kupię ci naturalne mięso,bez dodatków chemicznych...
-
- Wątpię, że tu coś znajdziesz - mruknęła, nadal leżąc.
-
-Oj tam.
-
Ziewnęła. Leżąc na plecach zaczęła wić się jak gąsienica, by się podrapać.
-
-Podrapać cię?
-
- Nie. Umiem radzić sobie sama - mruknęła, przewalając się na brzuch.
-
Prychnąłem,przewracając oczami.
-
Przysunęła się do niego, lekko ocierając się.
-
Na nowo zacząłem ją głaskać.
-
Liznęła go w rękę.
-
Zaśmiałem się cicho.
-
Ziewnęła.
- Idziemy do Ciebie? Ot tak sobie.
-
-Jasne...-podniosłem się z ziemi.
-
Podniosła się tuż obok Slash'a. Zamerdała chwilę ogonem.
-
Wyszedłem.
-
Wyszła za nim.
-
Wlazła, nadal z uniesioną głową. Przeciągnęła i przygarbiła się, jak zwykle z resztą. Ziewnęła.
-
Rozciągnęła wszystkie łapy i skrzydła. Ogon też. Zaczęła truchtać wokół drzew, taki trening.
-
Wszedłem,zmieniając się w wilka.Nie wiem,czemu wybrałem akurat tę postać....sam się sobie dziwiłem.
-
Dobiegła do wodospadu. Rozplaszczyła się na głazie, każda łapa rozjechała się w inną stronę, tak jak było jej wygodnie, skrzydła też leżały wzdłuż głazu, łeb leżał. Mlasnęła. Ona zwykle nie leniuchowała, ale w końcu trzeba coś zmienić.
-
Wzdrygnąłem się,czując Karo.Zmieniłem się w olbrzymiego ptaka i poleciałem do góry,krążąc nad nią.
-
Zignorowała Slash'a. Nadal leżała. Przymknęła oczy.
-
Latałem wkoło,podziwiając widoki.W końcu wylądowałem na jednej z gałęzi z widokiem na Karo.
-
Przysnęła, jednak spała czujnie. Każdy najmniejszy dźwięk bądź dotknięcie jej groziło szybkim zerwaniem i atakiem. Machnęła ogonem.
-
Zleciałem trochę niżej,przyglądając się jej.
-
Zaczęła lekko machać ogonem. Chrapnęła raz czy dwa.
-
Pech chciał,że gałąź,na której siedziałem, nie dała rady utrzymać ciała ogromnego ptaka. Złamała się i runęła w dół,lecąc na Karo. Zareagowałem dostatecznie szybko, by móc spuścić się w dół i chwycić ją,zanim olbrzymia gałąź uderzyła w głaz. Odłożyłem ją kawałek dalej,na minipolance i wylądowałem obok,zmieniając się w siebie.
-Nic ci nie jest!?
-
Odskoczyła jak oparzona, warcząc.
- CO TY DO JASNEJ CHOLERY ROBISZ GAMONIU! NAJPIERW RYCZYSZ JAK JAKAŚ BABA, A TERAZ PRÓBUJESZ MNIE ZABIĆ? SUPER, ŚWIETNIE!
-
-A..ale to g..gałąź...-patrzyłem zdziwiony,nie wiedząc,co mam robić.
-
- Gałąź nie gałąź, mogła coś zrobić - burknęła.
-
-Dlatego cię stamtąd zabrałem.
-
- Nie MNIE, tylko GAŁĄŹ. Czy Ty nie potrafisz odróżnić gałęzi od wadery?
-
-Que?
-
- Może by tak po naszemu, co? - burknęła i przeskoczyła na drugi głaz. Rozłożyła się i znów przysnęła, rozplaszczona na całym głazie.
-
-Nie rozumiem cię.
-
- To masz problem - powiedziała, praktycznie śpiąc.
-
-Faktycznie,mam.
-
Zachrapała raz czy dwa. Zignorowała go.
-
Usiadłem po turecku,również ją ignorując.
-
Otworzyła jedno oko. No cóż, dzisiaj był bardzo ładny księżyc. Usiadła, przeciągnęła się i wzbiła się w powietrze. Siadła na samym szczycie jakiegoś drzewa, nie spadając.
-
Starałem się ją ignorować....co było dość trudne.
-
Spoglądała na księżyc w bezruchu.
-
Również spojrzałem na księżyc...
-Ładny.
-
Zignorowała go.
- W księżycowy wniknąć chłód,
Wejść w to srebro na wskroś złote,
W niezawiły śmierci cud
I w zawiłą beztęsknotę!
Był tam niegdyś czar i śmiech,
Tłumy bogów w snów obłędzie —
Było dwóch i było trzech —
Lecz żadnego już nie będzie!
Został po nich — rozpęd wzwyż,
I ta oddal bez przyczyny,
I ten złoty nadmiar cisz —
I te srebrne szumowiny...
Tam bym ciebie spotkać chciał!
Tam się przyjrzeć twemu licu!
Właśnie dwojga naszych ciał
Brak mi teraz na księżycu!
Noc oddycha naszą krwią,
Krew podziemną płynie miedzą...
Nasze ciała teraz śpią —
Nasze ciała nic nie wiedzą... - powiedziała bardzo cicho pod nosem.
-
Odetchnąłem głębiej.
-I tak cię słyszę.
-
- Trudno - mruknęła. - Jaskinio, przybywam.
Rozłożyła skrzydła i wyleciała w stronę jaskini.
-
Westchnąłem.
-
Wstałem i wyszedłem.
-
Weszła. Jej, ona tutaj lubiła siedzieć. Podeszła do głazu przy wodospadzie. Jakoś tak jakby przypomniał jej się Ian. Ach, Ian. To były czasy.
*w tle muzyczka:
https://www.youtube.com/watch?v=q3t-z7jPJ8E (https://www.youtube.com/watch?v=q3t-z7jPJ8E)* (xD)
-
Gdzieś w oddali słychać było głośny wrzask, który szybko narastał. Po chwili świsnęło i w wodospadzie wylądował Ian.
-
- Jesteś szalona - mruknęła pod nosem, gdy rozległ się wrzask. Rozejrzała się i spojrzała na wodospad. Nie widziała dokładnie.
- Świecenie, oczy - mruknęła pod nosem. Machnęła ogonem. Oczy 'otworzyły' jej się ze zdziwienia.
- IAAAAAN? - powiedziała, lekko zszokowana.
-
Głuchy wrzask został zduszony, brzmiał, jakby krzyczącemu wlała się do pyska woda. Naturellement, tak było. Ian, jak szybko i niespodziewanie się pojawił, tak szybko zniknął pod powierzchnią wody.
-
- Ej! - teraz się lekko wystraszyła. Momentalnie wskoczyła w wodę i wyciągnęła basiora. Położyła go na głazie.
-
Ian przez chwilę charczał, wypluwając fontanny wody, po czym legł w bezruchu, wyglądając jak mokre, granatowo-biało-turkusowe futro z czegoś psopodobnego.
-
- Co on by beze mnie zrobił - uśmiechnęła się pod nosem. Dzięki żywiołowi wiatru osuszyła go.
-
Jego futro momentalnie się napuszylo, tworząc futrzatą kulę z ogonem jak szczotka do butelek. W kuli futra poruszyły się turkusowe oczy i zwrociły się do wadery.
- Karo... A więc jednak tepnięcie się udało, hehe... (xD)
Fiem! Ian będzie miał drugą osobowość! 8D
-
- Nie mów, że moce próbujesz - zaśmiała się.
Mam się bać? O_o
Czekaj, mam pomysła na tą 2 osobowość, zara Ci wyślę xD.
-
- A no wiesz, teleportu jeszcze chyba nie próbowałem, a już od paru tygodni cię... - urwał. Zerknął na Karo imruknął, już ciszej. - Od tygodni szkolę się, żeby móc cię znaleźć...
To dawaj 8D
-
- Zawsze byłeś taki szłodki? - zaśmiała się, pocierając pyskiem o jego pysk.
NOSKI ESKIMOSKI! 8D xD
-
Otrzepał się, futro w końcu przyklapło. Polizał pysk Karo.
xD
Nie wiem, czy Ian ma się bać, czy nie? O.o xD
-
Przewróciła oczami. Położyła się koło Iana.
-
Położył łeb na łapach. Nie bardzo chciało mu się gadać, a poza tym wciąż nie bardzo mógł wydobyć z siebie głos, po podtopieniu się w wodospadzie. Oczywiście umiał pływać, a nawet lubił to, ale gdy się spada z wysokości 50 stóp...
-
- Idziemy do mnieee? Byś odpoczął chwilę.
-
Podniósł głowę, spoglądając na waderę.
- Brzmi nieźle. Ćwiczenia, treningi, walka o życie z wodospadem (xD) - wykończylo mnie to nieco.
-
- To chodź.. - mówiąc o tym, zapomniała że w jej jaskini jest Slash.
-
- Okieu. - Ian pozbierał wszystkie kości z głazu.
Ty to robisz specjalnie, żeby sie zmienił ;^;
-
- To chodź - mruknęła i wyszła.
Nein, po prostu z głowy mi to serio wyleciało O_o
-
Wykuśtykał za nią, charcząc.
Jaszne, tak sobie wmawiaj xD
-
Widać było, że ta dżungla to jedno z ulubionych miejsc Karo. Nie jest za sucho, nawet wilgotno.
Weszła. Rozejrzała się, jak zwykle szła do swego miejsca, pomijając fakt że nie tylko ona tutaj przychodziła, mniejsza. Przeciągnęła się dochodząc do głazu. Usiadła na nim i westchnęła. Tyle rzeczy się stało w ostatnim czasie. Poznała brata bliźniaka. Ian spadł jej z nieba. Ciekawe, co jeszcze ją spotka. Machnęła ogonem i podrapała się za uchem.
- Możesz robić co chcesz
To zależy od Ciebie
Sam się o tym dowiesz
Czy dobrze to czy źle..
Rozejrzała się. Ciemno się robiło nieco, ona się i tak ciemności nie bała. A co jeśli coś skoczy na nią? A co jeśli znów straci łapę i oko? Nie, ona się teraz nie da. I w tym drugim życiu nie miała innego partnera. Więc raczej nic jej nie grozi. Może, raczej. Trudno. Niby życie ma się jedno, a ona nie. Może kiedyś to komuś powie, nie wie. Czuła, że ktoś lub coś tu jest. Ona innego rodzeństwa nie miała. Tylko Haru. W tamtym życiu Śnieżkę i tą drugą, już sama nie pamięta jak się nazywała. Nie, przestań. Nie myśl o nich. Oni już o Tobie nie myślą. Westchnęła ponownie i położyła się na głazie, machając ogonem. Była zniecierpliwiona, jednak na nic nie czekała. No może na Iana. Właśnie, Ian. Ciekawe, co z nim. Miała nadzieję, że będzie z nim dobrze. Nie. Nic już nie będzie dobrze. Na pewno Karo, uwierz sobie.
- Przymknij się - powiedziała sama do siebie. Jednak ten głos nie był taki zwykły. Był głosem.. BASIORA. Co tu się kurde dzieje? Jak ona, drobna wadera mogła powiedzieć takim głosem? (Nie, ona się nie zmienia w basiora, mam akcję po prostu w głowie). Trudno. Poradzi sobie. Po prostu nie będzie się odzywała. I tyle. A może teraz?
- Wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła, ale tylko od nas zależy, którą drogę wybierzemy - powiedziała, tym razem normalnym głosem. Wystraszyła się nieco, podniosła się i rozejrzała się, przeglądając każdy kawałek po kolei, ostrożnie, dokładnie.
- Nic się nie dzieje Karo. Nie bój się. To tylko...
C.D.N.
-
- To tylko.. znaczy się, ja tylko.. jestem Twoim ojcem z tego życia.
Szok. Chwila i wadera, to jest wadera i basior w ciele wadery runęli by na ziemię. Karo rozejrzała się.
- Ale co robisz w MOIM ciele?
- Uhm, no wiesz, jak się zaprzeda ciało komuś, a duszę zostawi, to ja nie mam jak tego zrobić.
- Kiedyś udało mi się zmienić duszę czy tam ducha w ciało. Może teraz będzie? Tylko byś musiał chwilę ze mnie wyjść.
Przed waderą pojawiła się smużka białego dymku. Karo westchnęła, zebrała wszystkie siły i zmieniła ów 'dymek' w ciało. Był to czarny jak smoła basior, pomijając kilku szarych i brązowych detali, a oczy miał czerwone.
- Nie. Ty nie możesz być moim ojcem - powiedziała, dysząc głośno.
- Jednak mogę - uśmiechnął się.
- NIE! - warknęła i rzuciła się na niego. Przytrzymała go przy ziemi. - Wiele razy potrzebowałam Cię przy mnie. I Ty nagle ot tak sobie przychodzisz?
- Mam pewną sprawę - powiedział, bez problemu zrzucając Karo z siebie.
- Jaką? - warknęła ponownie, podnosząc się.
-
- Potrzebuję.. Twojego ciała.. by spłacić dług.. - powiedział, nie mrugając.
- NIE! - jęknęła. - Zapomnij. Co z tego, że umiem stworzyć kolejne, ale nie dla siebie. Zapomnij.
- A jak nie będziesz mieć wyjścia? - syknął i wokół wadery pojawiły się różne straszydła.
- Nie.. nie.. niee.. - jęknęła. - Tarcza.
Wzbiła się w powietrze. Wyleciała.
-
Wszedł Gareth, nucąc cicho "Sweet Dreams" pod nosem i machając swoim nowym, długim, czarno-białym ogonem. Raz po raz uderzał nim w drzewa, które łamały się jak patyki. Ruszył w głąb dżungli, podśpiewując.
- Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I've traveled all world and the seven seas
Everybody's looking for something
Some of them want to use you
Some of them want to get used by you
Some of them want to abuse you
Some of them want to be abused
Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I've traveled all world and the seven seas
Everybody's looking for something
(Whispering) Hold your head up
Keep your head up, movin' on
Hold your head up, movin' on
Keep your head up, movin' on
Hold your head up, movin' on
Keep your head up, movin' on
Hold your head up, movin' on
Keep your head up
Some of them want to use you
Some of them want to get used by you
Some of them want to abuse you
Some of them want to be abused
Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I've traveled all world and the seven seas
Everybody's looking for something
Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I've traveled all world and the seven seas
Everybody's looking for something
Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
Travel the world and the seven seas
Everybody's looking for something
Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I've traveled all world and the seven seas
Everybody's looking for something
-
Wciąż cicho nucąc, po raz setny chyba, wyszedł, zamieniwszy się przy tym w człowieka.
-
Weszła. Zastanawiała co się w ogóle stało przedtem przy rzece. Patrzyła się w dół, nie patrzyła gdzie idzie. Po chwili uderzyła w drzewo głową. Przewróciła się, wokół jej głowy zaczęły tańczyć jednorożce (xD). Podniosła się. Rozejrzała się.
- Gdzie ja, kurczę, jestem? - zdziwiła się.
Karo ma amnezję .o.
-
Wzbiła się w powietrze. Okrążyła dżunglę.
- Nikogo nie ma. Ktoś gdzieś musi być - jęknęła i wyleciała, oglądając się za wilkami i drzewami.
-
Wleciała. Była serio mega wkurzona. W jej przednich łapach pojawiły się kule ognia. Zaczęła podpalać drzewa. Jeśli nie mogła zabić jego, zabije wszystkich innych.
-
Wbiegłem razem z Garethem. Trzy-czwarte-demona wytłumaczył mi pokrótce w drodze swój plan. On miał stworzyć klatkę, magiczną, z której nic nie mogło się wydostać bez jego zgody, a ja miałem posłużyć jako przynęta. Przydałby się jeszcze tylko Syriusz, żeby Karo tam jakoś zagonić. Westchnąłem, biegnąc w głąb płonącej dżungli. Plan Garetha miał moc dziur i wad, w każdej chwili coś mogło się nie udać. Dobiegliśmy na miejsce, które wybrał Gareth. Pół-demon powalił ogonem kilka drzew, z których stworzył wielką klatkę. Oczywiście za pomocą magii. Przegryzł szybko lewy nadgarstek i pokropił krwią klatkę. Stanąłem przed wejściem do niej, a Gareth zaczął wyć i wydzierać się do Karo.
-
Usłyszała coś. Gareth, czy jak mu tam. Czemu ona nie może zapamiętać imion? Nadal podpalając drzewa zleciała na dół i stanęła przed bratem Iana.
- Czego?! - prychnęła, patrząc się na niego bez mrugania.
-
Gareth podszedł do Karo, zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Złap mnie, maszkaro! (Masz KaroBy Syr xD) - wydarł się Gareth i śmignął w kierunku klatki, przed którą czekałem.
-
- O fak ju - powiedziała, rozglądając się. Zaczęła pędzić za basiorem. Niestety, nie zauważyła klatki, poślizgnęła się i prawie łapiąc Iana za ogon walnęła w ścianę klatki, oszałamiając się.
O fak ju :<
Sorki, tak mi się skojarzyło z ReZim xD.
-
Zatrzasnąłem szybko drzwi klatki. Gareth zawrócił i podbiegł do nas.
xD
-
Wbiegłem dysząc. Spojrzałem na Karo w klatce i zatrzymałem się, ryjąc pazurami w ziemi.
-
- Cholera. Nie. To nie miało tak kurde byyyy - nie dokończyła. Maszkara uniosła się w górę, coś trzasnęło, i, zamiast stwora, na ziemi siedział mały szczeniak. Nie wiedział, co się dzieje dookoła, gdzie jest. Małe, przestraszone szczenię. Rozejrzała się dookoła i czym prędzej czmychnęła w ciemny kąt.
-
Spojrzałem na Karo ze zdumieniem. Szczeniak? Przed chwilą było tu monstrum. Gareth zerknął do środka, po czym otworzył z wahaniem drzwi. Na jego pysku nie było widać żadnych emocji, na moim za to wyraźnie odznaczało się zdziwienie, coś jakby ulga i nawet lekki przestrach.
-
Pisnęła cicho. Nie zamierzała wychodzić z kącika.
-
Gareth spojrzał na mnie z ukosa. Wyciągnął łapę, ale zatrzymał ją jakieś pół metra od Karo.
- Ym... Karo? - mruknąłem, wtryniając się pomiędzy Garetha a ścianę klatki.
-
- Co? Jaka Karo? Zostaw mnie, zły wilku! - pisnęła. Spojrzała na niego złocistymi oczami. Była malutka w porównaniu do Iana.
-
- Yhm... Dobra. To może wyjdziesz, wtedy pogadamy? - odsunąłem sie od klatki i usiadłem niedaleko. Uśmiechnąłem się miło - ciapciakowato ::) - i odgarnąłem grzywkę z oczu. Już prawie zapomniałem, że to szczenię o mało mnie przed chwilą nie zabiło. Chwyciłem Garetha za czarno-biały ogon i przytargałem do siebie. Spojrzał tylko na mnie szkarłatnymi oczami.
-
- Ale.. ale ja się boję - pisnęła.
-
- A jak się nazywasz? - skoro nie Karo, to jak się nazwała? Ziewnąłem i położyłem się.
-
- Nie wiem. Ja nie wiem kim jestem. I gdzie jestem.
-
- Nazywasz się Karo. Jesteśmy w dżungli. Ja jestem Ian, a to jest Gareth.
-
- Aha - spróbowała zapamiętać to co powiedział Ian. - Ale i tak się boję.
-
- Nie musisz. - zastanowiłem się. - Wiesz, mam siostrę w twoim wieku. Chcesz ją poznać?
-
- Nie. Ja się i tak boję.
-
- Może powinnaś... - mruknął Gareth. Zanim zdążyłem się odezwać, wyszczerzył zęby. Wszystkie były ostre i długie, nie tylko kły. Zaczęły ociekać krwią, krew kapała także z jego oczu. Warknąłem na niego.
-
Pisnęła i skuliła się. Bała się, i to bardzo.
-
Gareth zaśmiał się i usiadł, oplatając łapy ogonem. Krew zniknęła. Była to tylko iluzja, którą pół-demon wytworzył w umyśle Karo.
-
Pisnęła ponownie. Co ona, jakaś piszczałka?
-
Spojrzałem wymownie w niebo pod adresem Garetha.
- To jak, idziesz?
-
- Nigdzie nie idę - odwróciła się tyłem do basiorów. - I NIE DAM SIĘ SIŁĄ!
-
- Spoko. - zaśmiałem się krótko. - I tak mógłbym cię zatargać siłą, ale wolę po dobroci.
-
- I tak nigdzie z Tobą nie pójdę. Ale się już nie boję!
-
- Chociaż tyle - Gareth parsknął śmiechem.
-
Odwróciła się i podeszła do Iana. Podniosła łebek do góry i spojrzała na niego od dołu. Ale on duży.. obeszła go i wskoczyła na jeden ogon. Wdrapała się i poślizgnęła na futrze Iana. Wylądowała na brzuchu na jego grzbiecie.
- Wujcio Ian - wyszczerzyła kły.
-
Wykręciłem łeb do tyłu i uśmiechnąłem się.
- Też mi wujek. - Gareth dalej się śmiał.
-
Nadal się szczerzyła.
-
Położyłem się.
-
Przytuliła się do jego głowy i zaczęła szarpać ząbkami jego ucho.
-
Sapnąłem i położyłem łeb na łapach.
-
Przeciągnęła się i położyła na jego grzbiecie. Ułożyła się i zaczęła drzemać.
-
Zaśmiałem się.
;^;'
-
Łaziłem bez celu, błądząc pośród tropikalnych drzew. Nie było tu wyraźnie oznaczonej ścieżki, ale zaufałem swojej orientacji w terenie. Najwyżej się tu zamieszka, a co! Jednak martwiły mnie trochę dzikie zwierzęta. Na przykład wilki, które znajdowały się kilka metrów ode mnie. Zaraz, wilki w dżungli? Coś chyba jest nie tak. Zatrzymałem się, starając się nie patrzeć w ich stronę. Przeszedł mnie dreszcz niewiedzy. Co powinienem zrobić? Olać to i pójść dalej, udając, że ich nie widzę, uciekać czy stać tak aż sobie pójdą? Póki co, stałem.
-
Otworzyła oczy. Przeciągnęła się ponownie na jego grzbiecie.
- Pobawimy się w coś wuuujciuuuu? - stanęła na jego głowie i spojrzała w dół, więc widziała go do góry nogami. Machnęła ogonem.
-
- Nie chce mi się... Ale okay. Ale wymyślić w co, to już twoja działka. - wstałem. Gareth machnął ogonem i oddalił się nieco, nucąc "Sweet Dreams".
-
Postanowiłem powoli ruszyć dalej. Stwierdziłem, że może mnie oleją.
-
Prychnęła. Zlazła z jego grzbietu i zaczęła iść za człowiekiem. Przyśpieszyła i stanęła przed nim.
- CZEEEEEEEEŚĆ. MOŻE WIESZ W CO MOŻNA SIĘ POBAWIĆ? - powiedziała, podnosząc łeb do góry i patrząc na niego.
-
Usiadłem i przeciągnąłem się. Gareth wskoczył na jedno z wyższych drzew, nucąc.
-
Odskoczyłem do tylu, przerażony. Jednak nie minęło dziesięć sekund, a się uspokoiłem, przyglądając się ślicznemu szczenięciu.
-Można pobawić się w berka albo w chowanego... Albo w 1,2,3 baba jaga patrzy! - zastanowiłem się, próbując sobie przypomnieć zabawy z dzieciństwa. Czemu gadam z wilkiem? Ten fakt postanowiłem zostawić na później. Może po drodze nawdychałem się jakichś oparów, które wywołują halucynacje... ale czuję się normalnie. Więc to odpada. Poza tym, w co ja się jeszcze bawiłem...
-
Zaśmiała się.
- WUJKU, CHODŹ NO TUTAJ! - krzyknęła do Iana.
-
Podreptałem za nią.
- Ym?
-
Popatrzyłem na wilka i się miło uśmiechnąłem. Lekko się skłoniłem, na znak szacunku. Z przyzwyczajenia. Pomyślałem, że jest to opiekun szczeniaka...
-
- Ten gościu mówił jakieś zabawy. No, słuchaj pana wujek - wyszczerzyła kły.
-
Spojrzałem na faceta, również szczerząc kły, jednak nie w uśmiechu.
- Lepiej miej dobre intencje. - mruknąłem, po czym zamknąłem pysk i uśmiechnąłem się lekko. Gareth przypatrywał się nam z gałęzi drzewa. - Jeste Ian.
-
-Etto... więc znam kilka prostych zabaw... - spojrzałem w bok, lekko się stresując.
-Na przykład berek, chowany albo baba jaga patrzy... Można też bawić się piłką na kilka sposobów... Etto... co jeszcze... wyścigi? - zmieszałem się. Co innego gadać o zabawach ze szczeniakiem, a co innego z dorosłym wilkiem, który na dodatek nie jest zbyt ufny. Zwłaszcza że sam jestem jeszcze dzieckiem...
_______________
Czytał ktoś mój zapis? xD
Pytam tak z ciekawości.
-
- No to ja nie wiem. Bo wujcio się nie chce chyba bawić. Leń.
-
-Jeśli twój wujek by pozwolił, to mógłbym się z tobą pobawić! - zaoferowałem chętnie, z uśmiechem.
-
- On się nie liczy.
-
-Uważam jednak, że powinnaś spytać go o zdanie... - zmieszałem się, trochę bojąc się basiora.
-
Wczłapałem i rozejrzałem się. Mlasnąłem. Zmrużyłem oczy. Szczeniak, człowiek, Ian. Normalka. Chwila co?! Pokręciłem łbem i podszedłem bliżej nich.
-
- Ale ja mogę robić co mi się podoba. I on nie gryzie. Raczej. Chyba, że ten drugi wujaszek gryzie, tam na drzewie. Jest jakiś takiś dziiiiiwny.
-
Kucnąłem, by być na poziomie szczeniaka i spojrzałem jej w oczka. Na dodatek kątem oka ujrzałem drugiego wilka, podobnego do szczenięcia, jednak on wyglądał na dorosłego. Starałem się zachować spokój...
-
Mlasnąłem. Podszedłem do człowieka. Zacząłem wąchać go i kichnąłem.
-Kiedy on się ostatni raz mył?-powiedziałem. Kichnąłem znów. Spojrzałem na szczeniaka. Kogoś mi przypominał.
________________
Sorry musiałam xD
-
Zaśmiała się. Spojrzała na Yuu z uśmiechem.
-
Popatrzyłem zdziwiony na wilka, po czym moja mina wyglądała mniej więcej jak -,-.
-Wiesz, błądząc cztery godziny po dżungli można wpaść w różne śmierdzące rośliny. - oznajmiłem, po czym się miło uśmiechnąłem do wszystkich.
-Tak w ogóle, to się nie przedstawiłem. Nazywam się Nishinoya Yuu. Miło mi was poznać. - "choć jesteście wilkami i nie powinniście mówić" ~ miałem ochotę dodać, jednak to gnieździło się tylko w mojej podświadomości.
-
-Nie. To nie rośliny brzydko pachną, tylko ty tak? Logiczne!-powiedziałem.
-Nie rób takiej miny bo wyglądasz jak spłaszczona świnia!-poprawiłem go. Tknąłem go łapą sprawdzając czy czasem nie jest jakiś chory na wściekliznę.
-NiYu!-taka była moja pierwsza reakcja.-Ja jestem Haru.-powiedziałem i się wyszczerzyłem w uśmiechu.
-
- A ja tam nie wiem jak się nazywam, ale wujcio Ian mówi na mnie Karo. Więc uznajmy, że jestem Karo - wyszczerzyła ponownie kły w uśmiechu.
-
Prychnąłem na odpowiedź Haru. Phi, Wiosna. Poza tym, nie słyszałem nigdy takiego skrótu od mojego nazwiska. Połączył to z imieniem. Zaraz po tym znów uśmiechnąłem się do Karo.
-Bardzo ładnie się nazywasz, wiesz?
-
Zaśmiała się.
-
Zacząłem tykać go łapą próbując przewrócić.
-Moja siostra ma tak na imię-powiedziałem w miarę spokojnie.
-
Spojrzała teraz na basiora. Przekrzywiła łebek.
-
Na tykanie łapą zareagowałem śmiechem. Mam zbyt dobrą pozycję i umiejętność zachowania równowagi, żeby mnie przewrócić.
-
-Czemu się nie przewracaaaasz?-spytałem tykając go na dal.
-
- Trzeba tak na niego skoczyć! - zaśmiała się, wskakując na chłopaka. Stanęła mu na głowie.
-
-Ja też mogę?-zapytałem i zamerdałem ogonem jak szczeniak.
-
- Ale głowa jest moja!
-
-Tak. Twoja.-zaśmiałem się.
-
Machnęła ogonem. Mlasnęła z zachwytem.
-
Zeskoczyła z jego głowy.
- Wujku Ianie, idę na spacer! - krzyknęła na odchodne i wyszła.
-
Otrzepałem się i wyszedłem.
-
Wyszedłem. Gareth zeskoczył z drzewa i ruszył za mną.
-
Wstałem. Przez Kafo trochę bolała mnie głowa. Spojrzałem na Haru i westchnąłem.
-Co robimy? - spytałem.
-
-Aaa boo ja wieem?-spytałem i machnąłem ogonem.-Wymyśl coś.Nudzę sięę- powiedziałem przeciągając litery.
-
-Jęczałeś, że śmierdzę... To może chodź się ze mną gdzieś wykąpać? Tylko ja nie orientuję się za dobrze w terenie, więc musiałbyś mnie zaprowadzić... - zaproponowałem, trochę zasmucony faktem, że sam nie wyjdę z dżungli.
-
-Okej!-powiedziałem.-Leciałeś kiedyś na smoku?-spytałem z błyskiem w oku.
-
-Smoki nie istnieją. Zresztą, gadające wilki też nie! Nie, nigdy w życiu nie leciałem. Ale pewnie musi być to fajne. Smoki są cool! - podjarałem się trochę, myślami odlatując do świata wyobraźni, gdzie siedziałem sobie pośród smoków, które się do mnie łasiły, a potem jeden wziął mnie na swój grzbiet i polecieliśmy wysookooo.... Wyobraźnia.
-
Poczułem się urażony.
-A ja to co?! Ja istnieję idioto!-powiedziałem obrażony. Chwilę potem zamieniłem się w wielkiego smoka. Pochyliłem łbem do człowieka i dmuchnąłem mu parą z nozdrzy.
-Nadal nie wierzysz?-spytałem. Podsunąłem mu ogon by mógł wsiąść mi na grzbiet.
-
Na twarzy pojawił mi się wielki uśmiech wspomagany rumieńcem. Cały promieniałem zachwytem.
-Łaaał! Ale odjazd! Naprawdę teraz jesteś smokiem? Takim ziejącym ogniem i zjadającym dziewice? - zaśmiałem się, wyraźnie okazując sarkazm. Wyciągnąłem jedną rękę przed siebie, dotykając ciała Haru... Prawdziwe. Moje oczy były szeroko rozwarte, wciąż podziwiając piękne zwierzę.
-
-Dziewic nie zjadam idioto. Ale jeśli będziesz mnie wkurzał to Cię spalę-powiedziałem.
-Nadal nie wierzysz NiYu?-spytałem. Spojrzałem na niego wielkimi błyszczącymi ślepiami. Przekrzywiłem łeb i zamrugałem.
-
Zaśmiałem się, zamykając oczy.
-Wierzę, wierzę. To co robimy? - wystawiłem język, żeby troszku się z nim podroczyć.
-
-Idziemy Cię umyć bo śmierdzisz!-powiedziałem-Wsiadaj!
-
Zaśmiałem się, choć teoretycznie nie było to miłe. Posłusznie, choć trochę niepewnie obszedłem smoka i jakoś wsiadłem na jego grzbiet, ręką gładząc łuskowate ciało...
-
-Lecimy-powiedziałem i powoli zacząłem machać skrzydłami. Po kilku sekundach wzbiłem się w powietrze po drodze łamiąc kilka drzew. Kichnąłem i wyleciałem z chłopaczkiem na grzbiecie.
-
(Wylecieli mnie - kurde, jak to brzmi .___.)
-
(OMG O.0)
-
Weszłam i usiadłam przy wodospadzie. Woda najlepiej na mnie działała.
-
Przybiegł na te tereny w postaci wilka. Stwierdził, że w tym wypadku najlepiej będzie wykonać egzekucję sposobem "na dzikie zwierzę". Jedynie w prasie wszędobylscy dziennikarze będą się zastanawiać, skąd wziął się w dżungli wilk, co i tak wielką sensacją nie będzie. Drapieżnik odłączył się od watahy i trafił do dżungli. Tam na swoje nieszczęście, znajowała się Alicia L. Była sama, więc zwierzę wyczuło łatwą ofiarę i ją napadło... Ot, co! Nic prostszego... Jedynie musi ją teraz wytropić.
Biegł cicho między gęstymi tutaj zaroślami, cały czas czujnie węsząc. W końcu doszedł go zapach ofiary. Podążył jego tropem i wkrótce dotarł do niewielkiej polanki, gdzie dostrzegł młodą kobietę. Oblizał się. Był trochę głodny... Przyczaił się na skraju cienia rzucanego przez ogromne drzewa i kiedy tylko ofiara znalazła się trochę bliżej - skoczył na nią. Zaskoczona znawczyni przyrody odruchowo zasłoniła się nożykiem, który akurat trzymała w ręce, wydając z siebie przeraźliwy krzyk. Eziowi udało się dosięgnąć gardła Alicii i zmiażdżyć jej tchawicę, jednak nożyk ranił go w szyję. Cicho zawył, ale był przyzwyczajony do bólu.
Rozszarpał ciało ofiary, trochę pożywiając się jej mięsem. Krew zamordowanej zmieszała się z krwią z jego rany.
Po jakimś czasie ruszył dalej - w kierunku wody. Musiał się w końcu jakoś wymyć. Przypadkowo trafił nad wodospad, przy którym była Alyss. Dziwnym trafem nie zauważył jej - był na przeciwnym brzegu. Powoli wszedł do wody. Rana na szyi dalej krwawiła.
(przypomninam, że dalej jest w postaci wilka xD)
-
Usłyszałam przeraźliwe krzyki jakiejś kobiety. Przestraszyłam się nieco, jednak strach nie zawładnął mną, nawet gdy usłyszałam powarkiwania wilka, idącego w moją stronę. Nie zauważył mnie - jednak ja jego tak. Moje oczy zalśniły niebezpiecznie. Wstałam bezszelestnie i zrobiłam krok bliżej wody.
Wodospad podburzył się. Robiły się coraz większe fale, a wokół wilka woda uniosła się, sięgając prawie jego pyska.
Czekałam, aż spojrzy w moją stronę. Moje oczy wyraźnie mówiły: "Idź stąd". Nie bałam się go.
-
Zauważył ze zdziwieniem, że poziom wody się podniósł... Tyle, że tylko wokół niego. Chcąc - niechcąc podniósł pysk, żeby się nie utopić. Wtedy dopiero zobaczył Alyss. Sama jej obecność tutaj wystarczyła, żeby stracił pewność siebie. A do tego ten jej wzrok... Cofnął się na brzeg, nie tracąc kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Chwilę jeszcze tak stał, po czym nagle zerwał się i uciekł w głąb dżungli. Nie odbiegł jednak daleko. Położył się pod jakimś drzewem. Przy Alyss zachowywał się zupełnie jak nie on.
Teraz dopiero, kiedy mógł na spokojnie pomyśleć, skarcił się w myślach, za to, że był tak nie ostrożny. Przecież ona mogła coś zobaczyć, wtedy byłoby po nim... Położył łeb na łapach. Jeszcze źle się czuł po operacji...
-
Widziałam, że wilk stracił pewność siebie, widząc mnie. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć z tego powodu, ale no cóż. Gdy uciekł do dżungli usiadłam na ziemi.
-W sumie to mi też by się prysznic przydał... - mruknęłam pod nosem.
Rozebrałam się do bielizny i weszłam do wody.
-
Podniósł się z ziemi i wrócił do ludzkiej postaci. Coś go mimowolnie ciągnęło do tej dziewczyny... Miał już iść z powrotem nad wodospad, ale uprzytomnił sobie, że krwawi. Przyłożył dłoń do rany. Nie była w sumie zbyt wielka. Odszedł kawałek dalej, nad rzekę i tam, upewniając się, że nikogo w pobliżu nie ma, zmył z siebie krew. Kaptur od bluzy ułożył w ten sposób, żeby zasłaniał ranę. Ruszył wzdłuż brzegu rzeki, w kierunku tamtego wodospadu. Zatrzymał się jednak w pewnej odległości, kryjąc się za drzewem. Wpatrywał się w Alyss, jak w jakieś bóstwo, nie śmiąc podejść bliżej.
-
Zaczęłam przemywać skórę wodą. Nie widziałam Ezia schowanego w krzakach. Pod wpływem wody moja skóra jakby zaczęła lśnić, odżywać, całe zmęczenie z niej opadało. Od razu poczułam się o niebo lepiej.
Woda delikatnie się kołysała wokół mnie, a ja odprężona usiadłam nieopodal wodospadu, szumiącego delikatnie, opierając się o skały.
-
Odwrócił się, z ciężkim westchnieniem. Właśnie przypomniał sobie słowa Olliego. Nie, przecież on się nie zabujał! ... A może jednak? Może nie dopuszczał tego do siebie, ale to jednak prawda?... Ale zabójcy z jego klanu nie mogą się zakochiwać. To jest w regulaminie. Tak jest też bezpieczniej.
-
Leżałam w wodzie, a oczy miałam zamknięte. Nie usłyszałam westchnienia Ezia, gdyż wodospad obok wszystko zagłuszał.
-Mogłabym tak zawsze - mruknęłam cicho, rozmarzona.
-
// Czekaj... To Alyss siedzi koło wodospadu, czy leży w wodzie?... xD
-
//A wodospad nie może być w wodzie? xD
http://static1.tapetyczne.pl/big/498-wodospad-w-lesie-turkusowa-woda.jpg
To tak jak tutaj i ona sobie gdzieś tam przy skałkach jest xD
-
// Ehh... xD Najchętniej przeszłabym od razu do rzeczy xD A ten tego... Alyss nie ciekawi, co z tamtą wrzeszczacą facetką? xD
Osunął się powoli na ziemię, plecami cały czas opierając się o pień drzewa. Nie miał zielonego pojęcia, co ma robić. I tak źle i tak źle... Czyjego głosu słuchać? Serca, czy rozumu? Podświadomie twierdził, że powinien wybrać to drugie. Problem tkwił w tym, że to pierwsze było silniejsze i nie sposób było to uciszyć. Nie ma chyba nic gorszego, niż uczucie rozdarcia i bezradności.
Wstał. Właśnie miał zamiar zrobić coś, co normalnie w życiu by mu na myśl nie przyszło. Serce waliło mu trochę szybciej, niż normalnie. Zabawne uczucie. Ruszył w kierunku miejsca, gdzie znajdowała się nifma, dalej nie mogąc uwierzyć, że to robi.
- Alyss... - zaczął, niezbyt głośno. Onieśmielała go trochę. Jego - wielkiego Ezia, nieustraszonego zabójcę...
-
Głos Ezia przywrócił mnie do rzeczywistości. Zamrugałam kilka razy i przeniosłam wzrok na niego. Moje oczy błyszczały lekko.
-Tak? - spytałam. Nagle sobie uświadomiłam, że jestem w samej bieliźnie. Rozejrzałam się delikatnie, jedyne rozwiązanie widząc w wodospadzie. Sprawiłam, że zaczął z nieco większą mocą spadać, powodując pienienie się wody wokół mnie. Chociaż trochę mnie zakryło...
-
Wziął głęboki wdech. Powiedzieć, czy nie? Słowa jakoś tak nie chciały przejść przez gardło.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczął poważnym tonem. Rozejrzał się dookoła. Nie. Nie było ratunku. Zaczął - musi skończyć. Zresztą... Im prędzej to z siebie wydusi, tym prędzej będzie mu lżej na duszy. Przykucnął na brzegu, tak żeby znajdować się mniej - więcej na tej samej wysokości, co dziewczyna.
- Alyss... - spojrzał jej w oczy - Chciałbym, żebyś wiedziała, że... Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym... I ... Nie widzę świata poza tobą... - zacinął się. Obok niego rosła wielka, piękna biała lilia. Zerwał ją i wskoczył do wody (załóżmy, że nie jest zbyt głęboko xD). Podszedł do nimfy i wręczył jej kwiat. Czekał na jej reakcję. Przez głowę przelatywały mu różne myśli. Co będzie, jeśli ona nie odwzajemnia jego uczuć?...
// Losie... xD Za bardzo wczuwam się w te moje postacie xD Z wielką bidą to napisałam xD
-
Spojrzałam na niego, moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-J-ja? - zapytałam dość głupio. Byłam mega zdziwiona.
Spojrzałam na kwiatka. Uniosłam rękę delikatnie i sięgnęłam po niego. Chwilę się na niego patrzyłam, po czym przeniosłam wzrok na Ezia. Pochyliłam się w jego stronę, wkładając kwiatka za jego ucho. Przy okazji szepnęłam:
-Dla mnie też jesteś ważny...
-
Uśmiechnął się lekko. Wyczyn, w jego wypadku. Co prawda, nie aż tak wielki, jak to, co mówił przed chwilą, ale tam...
Delikatnie ujął dłonie dziewczyny i utkwił wzrok w jej oczach, cudnego koloru. Dookoła panowała cisza, przerywana jedynie szumem wody i śpiewem ptaków.
- Kocham cię... - niemalże sam się zdziwił, słysząc własne słowa, wypowiedziane szeptem.
I pomyśleć, że gdzieś tam, nie tak daleko, na niewielkiej polance, leży sobie trup, w kałuży własnej krwii... Ale o tym Ezio już jakby nie pamiętał.
-
Ścisnęłam delikatnie jego dłonie. Patrzyłam się prosto w jego oczy. W moich oczach błyskały iskierki szczęścia.
-Ja ciebie też... - szepnęłam. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że byłam w samej bieliźnie. Teraz znaczenie miały tylko jego oczy i delikatny uśmiech.
-
// To skoro już zeswatani, możemy przejść do następnego punktu xD
Przysunął się trochę bliżej dziewczyny, z zamiarem pocałowania jej. Pochylił lekko głowę i... Wokół rozbrzmiała melodia piosenki "Castle of Glass". Ezio speszył się trochę. Wyciągnął z kieszeni telefon, co prawda mokry, ale działający. Dzwonił Ollie. Chłopak ze zdenerwowaniem wcisnął czerwoną słuchawkę. Kumpel jednak nie odpuszczał. Dzwonił drugi raz, trzeci... Wilkokrwisty zniecierpliwił się. Trudno, będzie miał pewnie kłopoty... Rzucił z rozmachem telefon w wodospad, tak by się przy okazji roztrzaskał na kamieniach.
- I tak był stary grat - mruknął, spoglądając na Alyss. Ciekawe, czy patrzyłby na nią z takim uwielbieniem, gdyby była w ubraniach?...
-
Również się pochyliłam lekko, przymknęłam delikatnie oczy, gdy usłyszałam piosenkę. Zdziwiona spojrzałam na telefon Ezia. Gdy wyrzucił go, przeniosłam na chwilę wzrok tam, gdzie przed chwilą zniknął telefon.
-Na czym my to skończyliśmy? - szepnęłam, patrząc prosto w jego oczy.
-
Znów się uśmiechnął. Objął Alicię ramionami i zaczął całować. Tym razem nic im nie przeszkodziło.
_______
Lool, xD
-
Przytuliłam Ezia i odwzajemniłam pocałunek. Moje serce szybko biło, co było widać po całej wodzie - wodospad tworzył większy szum, a fale nieco się podniosły.
-
// Wena na wyczerpaniu..
- Nie utopisz nas?... - zapytał żartem. W oddali rozległo się wycie wilka. Ollie nawoływał Ezia. W zniszczonym telefonie znajdował się nadajnik, o czym chłopak dobrze wiedział. Teraz kumpel próbował się z nim skontaktować chociaż w ten sposób.
-
-No wiesz... Postaram się... - odpowiedziałam żartobliwie. Usłyszałam wycie wilka. - Wrócił?... - spytałam cicho, jakby tylko do siebie. Patrzyłam się w kierunku dochodzącego wycia.
-
- Wrócił? - powtórzył za Alyss - Był już tu? - zapytał ze szczerym zdziwieniem. Wiedział o co jej chodziło, ale musiał trzymać pozory, ze względu na bezpieczeństwo i swoje, i jej. Pierwszy raz czuł się źle, okłamując kogoś.
- Sprawdzę to... Zostań tu - powiedział i wyszedł z wody. Przy pasie miał tamtą Berettę, zabraną wcześniej trupowi. Wodoszczelna kabura - niezły wynalazek. Wyjął teraz pistolet "na pokaz". Nie zamierzał go używać, a w każdym razie tym razem nikogo mordować. Wszedł między drzewa i podążał jakiś czas w kierunku, z którego wcześniej dochodziło wycie. W końcu znalazł Ollie'go.
- Zadanie wykonane, daj mi teraz spokój - warknął Ezio.
- Spy... Wszystko widziałem... - zaczął blondyn.
- To nie twoja sprawa!
- Nie wiem, czy dobrze robisz.
- Odczep się wreszcie. A teraz zaskowycz, głośno - rozkazał Auditore. Kumpel popatrzył na niego spode łba, ale zrobił, co mu kazano. Wtedy Ezio wystrzelił w ziemię. Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku wodospadu.
- Nie powiem szefowi, ale uważaj... - rzucił jeszcze chłopak za odchodzącym i zniknął gdzieś w gęstwinie.
Młody wilkokrwisty po drodze wytarł jeszcze szyję chustką, bo krew ciągle ciekła i wrócił do Alycii. Nie wszedł tym razem do wody, tylko został na brzegu.
- Wpadł w jakąś pułapkę. Był ciężko ranny, to mu skróciłem cierpienia - opowiedział w sumie dość wiarygodną bajeczkę. W okolicy często kręcili się łowcy.
-
-Był, wystraszyłam go - odparłam, nie znając prawdy. W międzyczasie wyszłam z wody, wysuszyłam się i ubrałam. Gdy wrócił, spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
Po głowie cały czas mi chodziła myśl o złapaniu pewnego przestępcy sprzed lat. Który zabił najbliższą mi osobę. Miałam pewien plan, który postanowiłam wprowadzić w życie.
-Wiesz, ja się zbieram, mam pewną bardzo ważną rzecz to zrobienia - rzekłam, dość wymijająco, jednak nie chciałam nic więcej o tym mówić. Wstałam i podeszłam do niego. Dałam mu buziaka
-Do zobaczenia - wyszeptałam. Odwróciłam się i wyszłam.
-
Uśmiechnął się, w ogóle nie podejrzewając, co Alyss ma zamiar zrobić.
- Do widzenia... - chwilę gapił się jeszcze w wzburzoną wodę, wokół wodospadu, po czym ruszył w swoim kierunku.
____
z.t.