Over The World
Tereny => Las => Wątek zaczęty przez: Karo w Lipiec 19, 2014, 21:25:50
-
Strona lasu, niezbyt ciesząca się popularnością odwiedzających.
-
Wsunąłem się bezszelestnie do lasu, rozglądając się po tym zacienionym miejscu. Miałem rozłożone skrzydła, których rozpiętość wynosiła mniej więcej 5 metrów. Teraz skrzydła złożone były do połowy, żeby nie wyrżnąć nimi o drzewa w lesie. Zakończone szponami szkrzydła wystawały ponad pół metra nad moją głowę. Miałem aktualnie gdzieś tak ze 190 cm wzrostu, byłem w postaci człowieka. Usiadłem pod jakimś drzewem, zaciskając szpony prawej smoczej dłoni na rękojeści srebrnego sztyletu, który był przyczepiony do mojego szczupłego nadgarstka. Lewą ludzką dłoń podłożyłem sobie pod głowę, opierając się o chłodny pień z westchnieniem.
-
Wleciała. Szybko zleciała w dół i wylądowała, ostrożnie tupiąc na ziemi. Machnęła ogonem. Wiedziała, że ktoś/coś tu jest, bo jej nos zaczął świecić na niebiesko.
-
Zerknąłem na stworzenie, waderę ze skrzydłami, które znalazło się w tym samym miejscu co ja. Nie zdziwiło mnie to, iż tyle tu terenów, a ta akurat tu wlazła, Slith stwierdził kiedyś, że przyciągam nadnaturalne istoty jak magnes. Istotnie, gdzie bym się nie pojawił, zawsze zwalały się tam całe tłumy moich przyjaciół, a także nieznajomych. Wątpiłem jednak, czy to prawda, a jeśli tak, to pewnie była jakaś moja bozacka moc, o której nie dowiedziałem się przez te 2 mln lat.
-
- No, przygaś się - mruknęła cicho. Nos przygasł. Wadera rozejrzała się swymi zielonymi oczami po terenie. Złożyła skrzydła i wskoczyła na pierwsze lepsze drzewo.
- Tarcza - burknęła, w pewnym sensie użyła bezmysłu. Skakała nad drzewami, aż w końcu wskoczyła na drzewo, pod którym znajdował się Sirfalas. Nie wiedziała, kim on jest, ale wolała mieć go na oku. Pojawiła się. Spoglądała na faceta, czy czymkolwiek on był.
-
Śledziłem ją wzrokiem, leniwie bawiąc się sztyletem ze srebra. Wbijałem go w ziemię, po czym wyjmowałem, powtarzając to kilka razy. Spojrzałem waderze w oczy. Nie mrugnąłem nawet raz, odkąd wszedłem do lasu. Na moje szkarłatne oczy o wężowych źrenicach opadły wewnętrzne powieki - przeźroczyste błony pozwalające mi patrzeć bez mrugania nawet prosto w słońce.
-
Ona również nie mrugała. Przyzwyczaiła się do ekstremalnych warunków. Spoglądała cały czas na faceta. W końcu, nadal patrząc w jego oczy, zeskoczyła z drzewa.
- Będziesz tak się gapił, czy się odezwiesz? - syknęła.
-
- Nie mam takiego obowiązku, więc... Nie, raczej nie. - Sztylet zniknął w moim rękawie, przyczepiony do mojego nadgarstka cieniutkim sznurkiem z moich przetopionych łusek. Taki sznurek, choćby nie wiem jak cienki, nie przerwie się nigdy. Przeciągnąłem się, wpartując się w moją prawą smoczą dłoń, pokrytą łuskami. - Poza tym... Skoro chcesz gadać, to się sama odezwij.
-
- Już się odezwałam, geniuszu - prychnęła. Lubiła, jak ktoś ją wielbi i szanuje. Lubi to, bo twierdzi, że na to zasługuje.
- Jestem Karo, panie mądralo - mruknęła i położyła się przed nim, jakiś metr od niego, by w razie czego uniknąć ataku. Mrugnęła w końcu, ona długo nie potrafi nie mrugać.
-
- Raczej nie potrafiłabyś wypowiedzieć mojego imienia, więc nazywaj mnie Sirfalas. W ostateczności Sirfalas Sargonnas, gdyż to drugie było imieniem mojego... Ojca? W każdym razie, to był Pradawny, a dostajemy 'nazwiska' - zaznaczyłem cudzysłów palcami lewej ręki i szponami prawej. - Od Pradawnych, którzy byli przy naszym urodzeniu. Przy mnie siedział Sargonnas, więc nadał mi to imię jako drugie.
-
- Mhm. Długo jestes na tych terenach?
-
- Nie-e... Dopiero wlazłem. - mruknąłem. - A ty?
-
- Od wczorajszej nocy. Musiałam być na swoim pogrzebie
Wyjasnie to jak bd na lapku.
-
Kiwnąłem głową, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co mówiła. Przeglądałem wszystkie swoje wisiorki, naszyjniki, bransolety i pierścionki, którymi byłem obwieszony. Wybrałem w końcu jeden, przypominający złoty uskrzydlony klucz. Przyjżałem mu się uważnie, ale nie wyglądało na to, żeby coś się w nim zmieniło, pomimo upływu tylu lat. Mogłem nim wezwać wszystkie złote i czerwone smoki, oczywiście jeśli zwróciłyby uwagę na dźwięk, który mogą usłyszeć tylko smoki danej rasy. Nigdy tego klucza nie użyłem, aczkolwiek zawsze się zastanawiałem, czy odpowiedziałyby na wezwanie same złote, gdybym tego chciał, czy wredne i 'złe' czerwone również by się stawiły. Wśród moich przyjaciół, jeszcze czwroro miało takie klucze, znaczy srebrny, brązowy, szafirowy i miedziany. Oczywiście, nie moglibyśmy mieć kluczy o takich kolorach, jakich jesteśmy, więc na przykład srebrny Slith miał brązowy klucz. Ja byłem brązowy i dostałem złote narzędzie. Thesik była złotym smokiem, więc dostała szafirowy, została jednak zaatakowana w drodze do miasta, gdzie ukrywała się większość smoków z naszej starej grupy i nie byliśmy pewni, czy nie straciła klucza, bo kontakt z nią się zerwał. Błękitny Khellendros dostał miedziany klucz, a srebrny przejął lord Amaltar von Darkstone-Somerset, jako że nie mieliśmy w swych szeregach ani zielonego ani miedzianego smoka.
Wena mnie naszła ;^;
-
Wpatrywała się w Sirfalasa. Pewnie zamyślony. No nic, trudno.
- Jak to jest tam.. u ludzi? Nie chodzę tam, wilka nie jest fajnie zobaczyć w sklepie. Chyba, że - mruknęła i zmieniła się w dziewczynę. Miała zielone włosg i oczy, ubrana w dość luźną koszulkę męską koloru czarnego, na nogach miała czarne legginsy i czarne, rozchodzone glany.
- Cud miód malina - uśmiechnęła cię, poprawiając koszulkę. - Zabierzesz mnie do ludzi? Wiesz, sama boję się łazić, bo czasem mam niekontrolowane napady złości.
Tylko jej nie zgwałć c.c
-
- U ludzi... - mruknąłem, przymykając oczy i wciąż wpatrując się zamyślonym wzrokiem w złoty klucz. Korciło mnie, by go użyć, ale prawdopodobnie wezwanie uslyszałyby nie tylko złote smoki, ale i szkarłatne gady. Wyczułem zmianę wadery, która przyoblekła się w kształt czlowieka. Spojrzałem na nią.
- Rzadko kiedy schodzę na ziemię, do ludzi. Jestem smokiem, w dodatku ciężko mi się utrzymać w jednym miejscu dłużej niż 3 lata. Zwiedziłem już wszystkie miejsca na ziemi, podszywając się pod tę oto wykreowaną postać, ale ciekawość wciąż gna mnie dalej. - wzruszyłem ramionami. - W mojej grupie jest jeden człowiek, skrytobójca. Dartimien.
Ta, jasne c.c Sirfalas taki nie jest c.c
-
- Czlowieku czy tam smokowcu, wlasnie jestes na ziemi. No weeez, nie zjem cie, pomijajac fakt, ze mam ochote cie walnac. Nie prosze praktycznie nikogo, czuj sie wywyzszony nad innymi, mimo ze tak nie jest. No choooodz.
______________________________
Sprowadz Ian'a, to Karo sie odpieprzy xD.
Nie no, zartowalam.
-
- Jestem smokiem, smokowiec to tylko forma pośrednia wszystkich smoków. - powiedziałem tylko, ale nie ruszyłem się z miejsca. - Wal śmiało, i tak mnie nie trafisz, chyba że na to pozwolę. - wstałem powoli i przeciągnąłem się, rozkładając skrzydła (o ile nie byly wcześniej rozłożone...O.o). Rozprostowałem je do pełnej długości, tak więc dotykałem nimi drzew w promieniu 2,5-3 metrów. Spojrzałem jeszcze raz na złoty klucz i odwiesiłem go z westchnieniem między inne naszyjniki.
Nie ce mi się ;^;
-
- Mniejsza. No prooosze, jak nie to masz mi kogos sprowadzic, kto mnie zaprowadzi - mowiac to zmienila kolor wlosow z zielonego na czarno-zielony.
-
Przeciągnąłem się jeszcze raz, rozciągając skrzydła do granic możliwości i złożyłem je do połowy.
- Dobra, niech ci będzie. Nie znam nikogo stąd, choć coś mi mówi, że niezupełnie tak jest, ale mniejsza. - spojrzałam na nią badawczo. - Lepiej by było, gdybyś zmieniła się w wilka, chyba, że w tej postaci również masz skrzydła. - po tych słowach machnąłem raz potężnymi skrzydłami i wzniosłem się jakieś 20 metrów w powietrze. Zawisłem nieruchomo, czekając na nią.
-
- Uhm - mruknela i nadal dzieki mocy stworzyla sobie skrzydla, takie same jako wik. Wzbila sie na wysokosc Sirfalasa.
-
Zakręciłem się w powietrzu, by ustawić się tyłem do kierunku do którego zmierzałem i wyleciałem.
-
Wyleciała wprost za nim.
-
W końcu udało mi się trafić do lasu. Jaka ulga! Od razu czuć różnicę. Wziąłem głęboki wdech i rozkoszowałem się ciszą leśną.
Po dłuższej chwili ruszyłem dalej przed siebie. Las był dość zarośnięty, więc w końcu wyjąłem swój niewielkich rozmiarów mieczyk i zacząłem sobie torować drogę. W tej sposób przeszedłem blisko dwa kilometry, aż znalazłem grotę. Była zarośnięta, a wokół niej nie było żadnych zwierzęcych tropów, więc uznałem ją za odpowiednie, nie zamieszkałe przez nikogo, schronienie. Wszedłem do środka. Może nie grota nie była zbyt pokaźnych rozmiarów, ale wystarczająca. Użądziłem się, jakkolwiek, na prędce i położyłem spać. Odruchowo sięgnąłem do medalionu. Nie było go! Z przestrachem pomyślałem, że mogłem go zgubić gdzieś w chaszczach. W każdym razie poszukiwania i tak musiałem przełożyć na dzień następny, gdyż było już na to za ciemno... Z wielkim trudem, ale udało mi się usnąć.
-
Domyśliłam się, że poszedł do lasu. A ścieżka z wyciętymi chaszczami tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Szłam już "wyrobioną" ścieżką bardzo długo, a końca nie było. Miałam wrażenie, że im dalej szłam, tym w las stawał się ciemniejszy. W końcu, jak na zbawienie, dostrzegłam jakąś grotę. Zajrzałam do środka, gdzie zauważyłam chłopaka z pustyni - właściciela medalionu. Usiadłam przed grotą, gdyż nie chciałam go budzić. W końcu sen i mnie dopadł. W trakcie snu opadłam na ziemie.
-
Obudziłem się wczesnym rankiem, mając dziwne przeczucie, że nie jestem sam. Chciałem to zignorować, lecz usłyszałem cichy szmer wdychanego i wydychanego powietrza. Po regularności zorientowałem się, że to jakiś człowiek śpi koło groty.
Przeczesałem lekko dłonią włosy, by nie wyglądać jak potwór i ostrożnie wyjrzałem z kryjówki. Zobaczyłem ową błękitnooką dziewczynę z pustyni. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że coś mi się przewidziało. Zamrugałem parę razy i przetarłem dłonią oczy. Nic. Dalej przed wejściem spała cudna "zjawa".
Doszedłem do wniosku, że to jednak nie przywidzenie. Odpiąłem swój płaszcz i przykryłem nim dziewczynę, gdyż było jeszcze na prawdę wcześnie i do tego dość chłodno.
Usiadłem "w progu" i zabrałem się za konserwację cisowego łuku, podziwiając, po jakimś czasie, śliczny wschód słońca.
-
Obudziłam się, czując, że mam coś na sobie. Jakąś kurtkę. Zdziwiłam się i zamrugałam kilka razy. W ręce wciąż trzymałam medalion. Podniosłam się z ziemi i przeciągnęłam. Trochę mnie bolały plecy. Cóż, nie przywykłam do spania w takich warunkach. Dostrzegłam obok chłopaka.
-Nie zgubiłeś może czegoś? - zapytałam, z lekką chrypą w głosie.
-
// Nie taki płaszcz xD Chodziło mi raczej o coś w guście peleryny xD
Odłożyłem łuk na bok i również wstałem. Czy nie zgubiłem czegoś? ... Jasne! Czyżby znalazła mój medalion? Ożyłem się trochę. Widać to pewnie było po moich oczach.
- Owszem... - odparłem i odetchnąłem z ulgą, widząc w ręce dziewczyny drogi mi przedmiot.
Oprzytomniałem.
- Tak w ogóle, przepraszam, nie przedstawiłem się... Winicjusz.
-
//Cicho xD
Widziałam, jak odżył słysząc moje pytanie. Podałam mu medalion i uśmiechnęłam się lekko.
-Alycia. - odrzekłam. Wzięłam płaszcz i również go oddałam. - Dziękuję. - dodałam cicho.
-
- Dzięki, bałem się, że zgubiłem go gdzieś w lesie... - powiedziałem, biorąc medalion. Niestety, łańcuszek nadawał się do naprawy. Schowałem go do kieszeni.
Odebrałem również płaszcz i rzuciłem gdzieś w głąb groty.
-
-T-to ja już może pójdę... - mruknęłam. Ruszyłam na "ścieżkę". Przeszłam kawałek i oczywiście musiałam się potknąć. Wywaliłam się o wystający korzeń.
-Cholera - mruknęłam.
-
Nie chciałem, w głębi duszy, żeby odchodziła, ale też nie życzyłem sobie, by tamta roślina zatrzymała ją w tak brutalny sposób! Ale no cóż...
Podbiegłem do Al i pomogłem jej wstać.
- Nic ci się nie stało?
-
Otrzepałam się z piachu. Tak się upokorzyć...
-Niee, raczej nie. - *pomijając fakt, że chyba zbiłam kolano*-ale tego już nie mówiłam,
-
- Na pewno - dopytywałem się, ze szczerą troską w głosie.
-
Wyczułam troskę w głosie chłopaka. Spojrzałam na niego, nieco zdziwiona.
-Tylko trochę mnie kolano boli, ale to nic...
-
Pokiwałem tylko, bezradnie głową. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co robić...
-
//Nie mam pojęcia, co pisać :o
-
Niah, niah, niah... Rozwalacie mnie... xD
-
//Oj, cicho XD
-
// Właśnie, cicho xD
Mam ten sam problem :c
-
-T-to ja już pójdę. - wymamrotałam niewyraźnie. Zastanawiało mnie, dlaczego nie jestem taka pewna siebie, jak zwykle.
-
Przez chwilę walczyłem sam ze sobą. W końcu jednak powiedziałem:
- Może... Odprowadzę cię, chociaż kawałek... Tak na wszelki wypadek...
-
Skinęłam głową i ruszyłam przed siebie. Uważniej stawiałam kroki, żeby się znowu nie wywalić.
-
Ruszyłem za Alyss, choć w sumie nie "za nią", a "obok niej". Ale takie tam szczegóły...
Szliśmy utorowaną już wcześniej przeze mnie drogą. Rozgarniałem delikatnie gałęzie na boki, żeby dziewczyna nie dostała z liścia ... Jak dało się zauważyć - nie bywała zbyt często w lesie...
Po jakimś czasie dotarliśmy do końca lasu. Drzewa były tu już o wiele rzedsze i widać było już z oddali zabudowania miasta. Przystanąłem na skraju lasu i westchnąłem.
-
Szliśmy w ciszy przez las. Rzadko bywałam w tych okolicach, raczej wolę otwarte tereny. Dotarliśmy na kraniec lasu.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - rzekłam i się uśmiechnęłam. Chwilę stałam w miejscu. Na chwilę spuściłam wzrok, a po chwili zrobiłam krok w jego stronę. Wyciągnęłam głowę, dałam mu buziaka w policzek, po czym szybkim krokiem poszłam przed siebie.
Zt
-
Zdziwiony patrzyłem tylko za odchodzącą Alyss, stojąc, jak kołek. Totalnie mnie zamurowało.
- Jeny... - szepnąłem, kiedy zniknęła mi z oczu.
-
Otrząsnąłem się w końcu. Ruszyłem z powrotem tą samą ścieżką. Dotarłem do swojego nowego "domu". Zabrałem parę najpotrzebniejszych rzeczy i wybrałem się na kolejną wycieczkę krajoznawczą. Tym razem obrałem inny kierunek i trochę "delikatniej" torować sobie drogę.
_________
Z.t.
-
Weszłam i usiadłam pod drzewem. Oparłam się o pień, po czym nieco niepewnie sięgnęłam po telefon. Odblokowałam, wybrałam numer, który od dłuższego czasu planowałam wpisać i zadzwoniłam.
-Halo? - odezwał się ktoś.
-Chciałabym wynająć zabójcę - rzekłam.
-Kto ma zostać zabity?
-Alycia Burton. Wiek 20.
-Jakieś informacje o niej?
-Uwielbia wodniste tereny.
-Dobrze.
Rozłączyłam się od razu.
-
Wpatrywałam się długo w telefon. Nie wierzyłam, że to zrobiłam. Wynajęłam na siebie zabójcę... Westchnęłam i wstałam. Wyszłam, z zamiarem pójścia na owe "wodniste tereny".