Over The World
		Mieszkania => Dom Slash'a => Wątek zaczęty przez: Slash w Lipiec 24, 2014, 23:33:57
		
			
			- 
				Niezbyt duże pomieszczenie,mieszczące w sobie wszystko,co w domu potrzebne,żeby porządnie przywitać gości.
(http://cdn28.udim.smcloud.net/t/photos/t/161/salon_polaczony_z_jadalnia_i_12468.jpg)
			 
			
			- 
				Wszedłem.
			
 
			
			- 
				Weszła wprost za nim. Rozejrzała się i podeszła do dywanu. Miękki. Przeciągnęła się i położyła się na nim.
			
 
			
			- 
				-Idź do sypialni.-powiedziałem.
-Zaprowadzić cię?
			 
			
			- 
				- Nie. Ja śpię tu. I masz mnie słuchać, bo się obrażę.
			
 
			
			- 
				-W takim razie nie mam wyboru...-powiedziałem i wziąłem ją na ręce,choć nie było wygodnie nosić wilka.Wyszedłem.
			
 
			
			- 
				Położyłem się na kanapie i zadziwiająco szybko zasnąłem.Zaraz przyszła Uta i położyła mi się na brzuchu,by również zasnąć.
			
 
			
			- 
				Obudziłem się. Delikatnie zdjąłem kotkę z siebie i wstałem. Ziewnąłem i przetarłem oczy. Wyszedłem,jeszcze trochę zaspany.
			
 
			
			- 
				Wszedłem,po czym usiadłem na kanapie,obok Uty.
			
 
			
			- 
				Weszła. Na progu otrzepała się z błota, liści i patyczków. Przeciągnęła się.
			
 
			
			- 
				-Na co masz ochotę?-spytałem,a Uta od razu wstała i zaczęła syczeć.Zjeżyła sierść.
			
 
			
			- 
				Zaczęła warczeć na kota. Spojrzała na chłopaka.
- Nic mi nie trzeba - mruknęła, patrząc na kota z wyższością.
			 
			
			- 
				Wziąłem Utę na ręce,choć chciała mnie podrapać.Wstałem i wrzuciłem kotkę do sypialni,po czym wróciłem na miejsce.
			
 
			
			- 
				Przeciągnęła się. Podrapała się za uchem.
			
 
			
			- 
				Patrzyłem na nią.Czułem się trochę jak jakiś zoofil.
			
 
			
			- 
				Podeszła do niego i lekko otarła się o jego nogi. W końcu usiadła przed nim, po chwili stanęła na tylnych łapach i przednimi oparła się o jego kolana. Mlasnęła.
			
 
			
			- 
				Zacząłem ją pieścić,jak tylko umiałem najlepiej.
			
 
			
			- 
				Usiadła przed nim i położyła łeb na jego kolanach. Znów mlasnęła.
			
 
			
			- 
				Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w łepek.Prawie zapomniałem,że to nie jest tylko wilk.Kiedy sobie uświadomiłem,co zrobiłem,chciałem się zapaść pod ziemię i byłem czerwony jak burak.
-P..przepraszam!-samo wyszło mi z ust.
			 
			
			- 
				- Nic się nie stało - powiedziała cicho, nadal mając łeb na jego kolanach. Machała powoli ogonem. Ona nie umiała być czuła. Po prostu twarda sztuka. 
			
 
			
			- 
				Odwróciłem wzrok,nie wiedząc,co mam teraz zrobić.
-L..lubisz to?
			 
			
			- 
				- Ale że co? - usadowiła się koło niego na kanapie, nadal mając łeb na jego kolanach.
			
 
			
			- 
				-N..nieważne.-odwróciłem głowę.
			
 
			
			- 
				Przypadkowo zmieniła się w dziewczynę. Miała głowę na jego kolanach, ułożoną twarzą do góry. Zaśmiała się.
			
 
			
			- 
				Podskoczyłem lekko,zdziwiony jej nagłą zmianą.Byłem jeszcze bardziej czerwony,a myślałem,że bardziej się nie da.Miałem taką ochotę ją pocałować...nie wiem czemu.
			
 
			
			- 
				- Oj no nie czerwień się, buraku. 
			
 
			
			- 
				-Gdyby to ode mnie zależało...-zawstydziłem się,jeszcze bardziej.
			
 
			
			- 
				- Zależy, zależy - mruknęła. W jej palcu pojawił się jakby lód. Przyłożyła mu do twarzy, w końcu jego twarz wróciła do normalnych kolorów. 
			
 
			
			- 
				-D..dziękuję.-chwyciłem jej dłoń,tak,aby dotykała mojej twarzy i czule się uśmiechnąłem. (bo w końcu i tak była przy mojej twarzy)
			
 
			
			- 
				Lekko uśmiechnęła się. Ziewnęła.
			
 
			
			- 
				-Mó..mógłbym cię...p..pocałłowaćć?-adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach,pozwalając mi to wypowiedzieć.Moje serce  zaczęło walić jak szalone.
			
 
			
			- 
				- Że co?! - zszokowana spadła z kanapy. Spadnięcie z kanapy równało się z chrupnięciem jakiegoś żebra. Jęknęła.
			
 
			
			- 
				-Boże,Karo,nic ci nie jest!?-"rzuciłem" się,by pomóc jej się podnieść.
			
 
			
			- 
				- Chyba jakieś żebro poszło. Nic takiego.
			
 
			
			- 
				-Jak to "nic takiego"!? Trzeba cię zabrać do lekarza!
			
 
			
			- 
				- Nigdzie nie idę, zapomnij - warknęła, nadal leżąc na podłodze. - Prędzej on tu przyjdzie, niż ja do niego.
			
 
			
			- 
				-Cz..czemu?
			
 
			
			- 
				- Nie lubię lekarzy, wręcz nienawidzę.
			
 
			
			- 
				-Ale nie można tak tego zostawić...kurde,to przeze mnie...-w oczach miałem łzy.
			
 
			
			- 
				- To mnie teraz wylecz, logiczne - przewróciła oczami.
			
 
			
			- 
				-Ale...ale ja nie umie! Nie znam się na tym...!
____________
Choćz tego,co ogarniam,to pęknięcie się samo zrasta i wystarczy bandaż...i jak najmniej uchu.
			 
			
			- 
				Spróbowała się podnieść. Było jej bardzo ciężko. Jęknęła, prawie krzyknęła gdy usiadła.
- Nie.. ja tu nie mogę zostać..
			 
			
			- 
				-Możesz...możesz,Karo!-rozryczałem się.
			
 
			
			- 
				- Ej.. nie płacz no.. proszę Cię.. no..
			
 
			
			- 
				Nie odezwałem się i rozpłakałem jeszcze bardziej.
			
 
			
			- 
				Cudem udało jej się przesunąć do niego. Przytuliła się ostrożnie, nie obchodził ją ból.
			
 
			
			- 
				-K..Karo...Przepraszam! Przepraszam,przepraszam,przepraszam,przepraszam! Przepraszam,że w ogóle pytałem! Przepraszam,że się z tobą kłócę! Przepraszam,że teraz tak płaczę! Przepraszam!-wylało się ze mnie jak z wartkiego potoku.
			
 
			
			- 
				- Oj no przymknij się! - krzyknęła, a żeby przymknąć go chcąc nie chcąc go pocałowała.
			
 
			
			- 
				Zdziwiłem się,chyba bardziej niż podjarałem.Ale fakt faktem,że łzy przestały mi lecieć i się zamknąłem.W sumie,nie miałem wyboru.
			
 
			
			- 
				Uśmiechnęła się lekko, zaraz potem odkleiła się od niego i lekko odsunęła. Zarumieniła się lekko.
- Wybacz.. ciężko by mi było walnąć Cię z liścia.
			 
			
			- 
				-N..nie masz za co przepraszać!-zaprotestowałem,choć przez dłuższą chwilę milczałem.
-Wiesz...rumieniec tylko dodaje ci uroku.-stwierdziłem,kiedy się jej przyjrzałem.
			 
			
			- 
				- Oj no przestań - mruknęła cicho. - Zjadłabym coś.
			
 
			
			- 
				Kiwnąłem głową.Wstałem,po czym ,jak najdelikatniej mogłem,podniosłem Karo i położyłem ją na kanapie.
-Jeśli wolisz,to mogę ci coś upolować...
			 
			
			- 
				- Chyba, że masz coś jadalnego tutaj.
			
 
			
			- 
				-A co rozumiesz przez słowo "jadalnego"?
			
 
			
			- 
				- E.. coś od zwykłego rzeźnika, który nie dodaje niczego do tego? Po prostu którego nie kupowałeś w sklepie tylko u znajomych czy coś takiego noo..
			
 
			
			- 
				-Hm...zaraz sprawdzę.Powinienem mieć coś takiego.-podszedłem do lodówki i zacząłem w niej grzebać.
-Lubisz królika?
			 
			
			- 
				- Może byyyć - mruknęła.
			
 
			
			- 
				Wyłożyłem mięso na talerz,wziąłem sztućce i zaniosłem poszkodowanej.
-Nakarmić cię?-spytałem z uśmiechem.
_________
Jak ptasia mama! xD
			 
			
			- 
				- Poradzę sobie - mruknęła, jakoś siadając.
			
 
			
			- 
				Podałem jej talerz i sztućce.
-Będę musiał cię obandażować...poza tym,nie radzę ci zmieniać się teraz w wilka.Może zaboleć...-poradziłem jej.Gdybym to ja sobie coś zrobił,to nie byłoby problemu...jako zmiennokształtny mogę przecież zmieniać też szkielet...
			 
			
			- 
				Powoli zaczęła jeść. Po kilku minutach opróżniła talerz.
			
 
			
			- 
				Uśmiechnąłem się i odstawiłem pusty talerz na stolik kawowy.Wstałem i z jednej z szafek w kuchni przyniosłem bandaże...
-No,to teraz muszę cię obandażować...-stwierdziłem,po czym zarumieniłem się,kiedy uświadomiłem sobie,z czym to się będzie wiązać.
			 
			
			- 
				- No wiesz Ty co? - burknęła, patrząc się na jego minę.
			
 
			
			- 
				-Wybacz,że muszę to zrobić...inaczej kość może się poruszyć i źle zrosnąć!
			
 
			
			- 
				- No to rób - wzruszyła ramionami.
			
 
			
			- 
				Byłem coraz bardziej czerwony.Przysiadłem obok niej.
-M..musisz zddjąć b..bluzkkę...
			 
			
			- 
				- Tak, żebym jeszcze więcej kości połamała? Ja rękami ledwo ruszam idioto.
			
 
			
			- 
				-To ja ci ją zdejmę...-popatrzyłem na nią,pytając wzrokiem o zgodę.
			
 
			
			- 
				- Oj nie bejbe, ja tak się nie dam - powiedziała i nagle koszulka zniknęła. No tak, wadera/dziewczyna potrafiła zmieniać ubrania dzięki mocy. Logiczne.
			
 
			
			- 
				Znów cały czerwony...ma taki kształtny biust! Po chwili się opanowałem i obejrzałem jej żebra,po czym,nie patrząc jej w oczy,zacząłem ją bandażować.Delikatnie,ale na tyle mocno,żeby kości nie mogły się poruszyć.
			
 
			
			- 
				Jęknęła cicho. Uziemiona przez kilka tygodniu. Świetnie. Ziewnęła.
			
 
			
			- 
				-J..już.-odsunąłem się od niej delikatnie,ale nie mocno,patrząc na bandaż.Zaraz po tym spojrzałem na jej zielone oczy...
			
 
			
			- 
				I znów, tak samo jak zniknęła, koszulka pojawiła się ponownie. Na koszulce pojawiła się bluza z kapturem. Westchnęła.
			
 
			
			- 
				-Zanieść cię do sypialni?-spytałem.
			
 
			
			- 
				- Nie musisz. Chyba, że chcesz.
			
 
			
			- 
				-Jasne,że chcę.Wolę,żeby było ci wygodnie.-wstałem i delikatnie ją podniosłem,po czym wyszedłem.